niedziela, 7 sierpnia 2011

Dzień Siódmy.

Obudziła się jako pierwsza, pogoda była przepiękna, świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Wyszła z campingu i zaczęła pakować swoje rzeczy. Ostatnią rzeczą, jaką wsadziła do walizki był ich wspólny portret, chwile popatrzyła na niego, zamknęła powieki i przypomniała sobie jego twarz, uśmiech i oczy wpatrzone w jej niebieskie tęczówki. Z wspomnień wyrwał ją głos Anni, która próbowała obudzić dwóch śpiochów - jej siostrę wraz z chłopakiem. Rejczel, zawsze kiedy przebywała w towarzystwie tej pary, nie miała pojęcia czy ma się cieszyć, iż jest samotna czy się smucić. Jej przyjaciółka zawsze była szalona, nie można było za nią nadążyć. Nie było mowy, aby nie było jej na jakiejkolwiek imprezie. Była bardzo ładna, więc zawsze otaczał ją tłum wielbicieli. Jednakże chłopak Cassie, był jej totalnym przeciwieństwem, dlatego nastolatka musiała zaprzestać beztroskiego życia i przyzwyczaić się do sobotnich wieczorów spędzonych w domu, kiedy inni szaleli na imprezach. Widziała, że ją to bolało, jednak ona była tak bardzo zakochana, że ten ból był niczym w porównaniu z bólem, który nadszedł by po odejściu jej partnera. Tak bardzo bała się go stracić, że nawet nie próbowała zaczynać rozmowy na temat wspólnego wyjścia na jakąś imprezę, bodajże wiedziała, że taka próba zakończy się kłótnią. Rejczel dotychczas była wolna, mogła bawić się, szaleć, flirtować. A jednak nie korzystała z tego, nie kręciło jej picie do rana i jednorazowe przygody. Pragnęła jakiejś stabilizacji w życiu. Chciała dążyć do wyznaczonych sobie celów. Po spakowaniu wszystkich swoich rzeczy wsiedli do samochodu i pojechali na dworzec PKP. W drodze powrotnej pociąg był równie przepełniony, mogli usiąść jedynie na ziemi, lub na walizkach. Usadowiła się najwygodniej jak się dało, zamknęła oczy i po chwili zapadła w głęboki sen. Obudził ją zapach dymu nikotynowego. Otwierając oczy zobaczyła Cassie palącą papierosa. - Zaraz będziemy na miejscu, śpij sobie. - powiedziała. Lecz ona wyciągnęła komórkę i napisała krótką wiadomość do mamy informując, że nie długo będą na miejscu. Kiedy dotarli jej rodzicielka już na nią czekała, ruszyli do domu. Małego miasta położonego pięćdziesiąt kilometrów od Poznania. Po drodze opowiadali, co ich spotkało, jak się bawili podczas wyjazdu. Wróciła do domu, rozpakowała się i od razu umówiła się z przyjaciółką, aby wszystko jej opowiedzieć. Katie nie mogła jej uwierzyć, ale cieszyła się wraz z nią. W tym momencie zadzwonił telefon. Tak, to on. Pożegnała się z Kat i odebrała. Rozmawiali ponad dwie godziny. Wykąpała się i położyła się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz