poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Believe in yourself.

Ehh, szczerze to nie mam wam nic nowego do powiedzenia, w moim życiu nic ostatnio się nie dzieje, codzienna monotonia, zrobić swoje i zająć się czymś do wieczora, wyczekując na telefon od Nicka i kilku godzinną rozmowę, o wszystkim i o niczym. Chciałam zdradzić wam jedynie, pewną drobną rzecz, która strasznie mnie intryguję i jest moim zdaniem trochę niesamowita. Zacznę, od tego, że pewnie każda kobieta ma jakieś swoje małe kompleksy, większość wstydziłaby się wziąć udział w jakiejś sesji, która ukazywałaby akt. Ja oczywiście, też tak mam, chociaż w sumie mogę powiedzieć, że miałam. Generalnie, nie podoba mi się moje ciało, chciałabym kiedyś móc spojrzeć w lustro i powiedzieć, że jestem szczupła. Jednakże, od kiedy jestem z Nickiem, bardziej akceptuje siebie, pewnie dlatego, iż wiem, że on również akceptuje mnie całą, taką jaka jestem. Kiedyś myślałam, że kocham innych moich partnerów, jednak z perspektywy czasu stwierdziłam, że nie była to tak, wielka miłość, może bardziej rodzaj jakiegoś zauroczenia, gdyż im nie potrafiłabym oddać siebie całej, Nickowi potrafiłam. To takie niesamowite uczucie, kiedy nie wstydzisz się stanąć nago przed drugą osobą, ponieważ wiesz, że ta osoba kocha każdy centymetr twojego ciała. Na dodatek, mimo iż stoisz przed nim naga, on patrzy w twoje oczy. Nigdy nie mówiłam Nickowi o swoich kompleksach, na temat mojej wagi, a on sam z siebie mówi mi, że jestem chuda, piękna, kocha mnie całą, mnie i moje ciało, że nic by w nim nie zmienił. Każda kobieta jest piękna, musi tylko dobrze czuć się w swoim ciele, musi poczuć się atrakcyjna. Mężczyzna ją jedynie dowartościowuje, dlatego zakochana kobieta, częściej przyciąga uwagę mężczyzn, gdyż czuję się pewna siebie i czuję piękna. Jak wielką rolę w naszym życiu, odgrywa, ten jeden, z pozoru nie potrzebny, osobnik płci przeciwnej.

piątek, 12 sierpnia 2011

I will stand by you forever.

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak będzie wyglądało wasze życie za kilkadziesiąt lat? Dzisiaj właśnie nad tym myślałam, nad tym czy będę wtedy szczęśliwa, czy moje dzieci wyrosną na dobrych ludzi, czy kiedykolwiek będę mogła powiedzieć: ' Tak, jestem cholernie szczęśliwa '. Czy dożyję późnej starości, z ukochanym, czy może zostawi mnie on dla młodszej, wymieni na lepszy model. Wszystko to jedna wielka niewiadoma. Nikt nie zna na to odpowiedzi, chyba jedynie ten, kto piszę scenariusz mojego życia, chociaż w pewnym sensie, my piszemy go sobie sami, ale nie decydujemy o wszystkim. Muszę przeżyć to wszystko, by się dowiedzieć. Wiem tylko, że mając kochanego męża i będąc szczęśliwa, chcę umrzeć jako pierwsza. Dlaczego? To chyba proste, gdyż wiem, że bez niego nie dałabym sobie rady. Zresztą, kiedy spełnię wszystkie punkty z listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią, przy życiu utrzymywać będzie mnie tylko chęć bycia blisko niego. Bez niego, życie straciło by sens, a ja nie chciałabym żyć bez sensu. Tak, dlatego chcę umrzeć pierwsza. Prawdę mówiąc, może też dlatego, iż nie przeżyłabym jego śmierci, nie mogłabym patrzeć na to jak odchodzi, nie mogąc nic zrobić. Zanim umrę, chcę pewnego wieczora usiąść z ukochanym na werandzie, wtulona w jego ramiona patrzeć na nasze, dzieci, wnuki i wciąż czuć tak samo trwałą, silną miłość, jak na początku, nie to chore przyzwyczajenie i po prostu nie żałować. Nie żałować, że obrałam taki kierunek w życiu, nie inny.

środa, 10 sierpnia 2011

Powoli się układa?

Chyba jest lepiej. Dzisiaj wisieliśmy jakieś trzy godziny na telefonie. Rozmawialibyśmy dłużej gdyby nie fakt, iż jest godzina druga w nocy i Nick za trzy godziny musi wstać do pracy. Zrozumiałam dzisiaj, że on na prawdę mnie kocha, wiedziałam to już wcześniej, bynajmniej tak czułam, lecz po tej rozmowie nie mam najmniejszych wątpliwości. Opowiedziałam mu swoją historię, przy okazji opowiem ją tez wam.Miałam kiedyś chłopaka, byłam strasznie zakochana, prawdę mówiąc, był to mój pierwszy, dłuższy, poważniejszy związek. Robiłam wszystko, aby zatrzymać go przy sobie, bym była dla niego najważniejsza. Jednak, jakoś nie potrafię zawrócić facetowi w głowie, w przeciwieństwie do niektórych dziewczyn. Wracając do tego chłopaka, pewnego dnia dowiedziałam się, że mnie zdradza. Płakałam jak dziecko, to był straszny ból, jakby ktoś wbijał mi coś ostrego w klatkę piersiową. Na dodatek nie było wtedy przy mnie nikogo, nikogo kto mógłby mnie wesprzeć, powiedzieć chociaż, nawet jeśli byłoby to kłamstwem, że będzie dobrze. Chciałam jedynie przestać cierpieć. Przypomniały mi się wtedy skutki, zażycie większej dawki moich tabletek na epilepsje. Nie zastanawiając się długo, wysypałam z pudełka dwadzieścia tabletek, wkładając do ust jedną po drugiej popijałam je wodą. Groziła mi śpiączka, drgawki, oraz inne uszczerbki na zdrowiu, ja pragnęłam tylko zasnąć i się nie obudzić. Ale nie stało się nic, wtedy właśnie zrozumiałam, że muszę żyć, że nie ważne co będzie się działo, muszę walczyć. Widocznie, to nie był jeszcze mój czas. Opowiedziałam to Nickowi i wiecie co? Popłakał się, tak, płakał. Powiedział również, że zabiłby się jeśli coś by mi się stało, mam obiecać, iż nawet przez myśl nie przejdzie mi zrobienie czegoś podobnego. Ponieważ, nie wybaczył by sobie tego, że nie mogło być go przy mnie... Najśmieszniejsze jest jednak to, iż z perspektywy czasu stwierdzam, że wcale nie kochałam tamtego chłopaka. Później Nick powiedział coś, po czym to mnie chciało się płakać. Zapewnił mnie, że on chce tylko i wyłącznie mojego szczęścia. Jeśli poznam kogoś, kogo pokocham i stwierdzę, że będę z nim szczęśliwa, będzie mnie szanował, dbał o mnie, kochał, co on oczywiście sprawdzi. To nie będzie miał mi tego za złe, mam jedynie powiedzieć, a on nadal będzie mnie kochał, patrząc na moje szczęście. To była najpiękniejsza deklaracja miłości, jaką kiedykolwiek usłyszałam. Tej prawdziwej miłości, gdzie szczęście drugiej osoby stawiasz ponad swoje.

Tytułu brak.

Z góry przepraszam, za brak tytułu, ale za cholerę nie wiedziałam jaki by mógł on być. A więc tak, co mam powiedzieć? Że jest okej? Prawdę mówiąc, sama nie wiem czy byłoby to kłamstwem. Pozornie jest dobrze, owszem, nawet mam jechać do niego na jeden weekend. Tylko, że ja już sama nie wiem czy to co czuje jest nadal dostatecznie silne, bym mogła w tym trwać. Bym dała rade, to przetrwać. Czasem, zdaję mi się, że mogłabym mieć kogoś kogo kochałabym równie bardzo i byłby on przy mnie, zawsze kiedy będę tego potrzebowała. Jednakże, boję się, iż dam sobie spokój, odpuszczę z nadzieją, że uda mi się być szczęśliwą z kimś innym, a zostanę sama, na zawsze, bo pozwoliłam odejść jedynej osobie, której na prawdę na mnie zależało. A znając życie byłoby już za późno, aby to naprawić. Wakacyjne miłości można porównać do truskawek, występują w lecie, każdy ich pragnie, drogo za nie płacimy, przez krótki okres rozkoszujemy się ich smakiem, zapachem, jednak kończą się one wraz z upływem lata. Bodajże każda porażka, każde niepowodzenie czegoś nas uczy, przybliża o jeden krok do szczęścia. Niestety za każdym razem oddając drugiej osobie całe swoje życie w jej ręce, dajesz jej też cząsteczkę swojego serca, bezpowrotnie.

niedziela, 7 sierpnia 2011

Oczyma Rejczel.

Tak, to ja Rejczel. Znacie już moją historie, zadziwiająca prawda? Pomimo tego, iż jest fascynująca, jest również bolesna. Od tamtego czasu jest jakoś inaczej, wyjaśniliśmy sobie wszystko, wybaczyłam, wiem, że on mnie na prawdę kocha. Tylko, po prostu już mu nie ufam. Fakt, stara się, aby znów zdobyć moje zaufanie, co chwile dzwoni, pyta czy może wyjść, wypić, ale to już nie to samo.Trochę też tego nie rozumiem, bo skoro może mieć inną, to dlaczego jest ze mną, ja nie mogę być przy nim kiedy tego potrzebuje. Inna pewnie by mogła. Wciąż mam wątpliwości. Nic już nie wiem, niczego nie jestem pewna. Podobno, jeśli zaczniesz się zastanawiać czy kogoś kochasz, to znaczy że już przestałeś, ja się nad tym zastanawiałam. Wszystko jest pozbawione sensu. Od kilku dni nie mam ochoty wychodzić z domu, rozmawiać z kimkolwiek. Czuję, że się oddalamy. Gdybym nie kochała go tak bardzo, skończyłabym to. Wciąż o tym myślę, stawiam jego szczęście ponad swoje. Może to rodzaj jakiejś choroby? Ale czy można być chorym na miłość? Chyba tak. Wiem, że go ranie, może i działam na nerwy. Jego zdaniem pewnie się czepiam, ale ja po prostu się o niego martwię. Nawet nie mam pojęcia czy my do siebie pasujemy. On najchętniej żyłby tylko imprezami, nie przejmując się niczym. Ja, za to, nie powiem, lubię czasem gdzieś wyskoczyć, zabawić się. Jednakże chcę też, realizować wytyczone sobie cele. Skończyć szkołę, znaleźć satysfakcjonującą pracę, robić coś co kocham, w czym będę dobra, urodzić dwójkę dzieci i dać im to czego ja nigdy nie miałam. No i oczywiście już nie wspomnę o kochającym mężu, bo czym byłaby rodzina bez niego. On chyba by się załamał, gdyby w weekend nie mógł wyjść z kolegami na piwo, tylko zostać z żoną i dziećmi. Szczerze? Nic już nie wiem. Jedna wielka cholerna pustka. Wiem jedną rzecz, kocham go Jestem nieodwołalnie, zakochana. Choć wcale tego nie chciałam.

P.S. Nigdy nie pakujcie się w związek na odległość, to cholernie bolesne, mieć świadomość, że on gdzieś tam jest, może mówi Ci co robi, ale nigdy nie możesz mieć pewności. Nie dowiesz się, jeśli Cię zdradzi. Chyba, że sam się przyzna. Ale po co miałby to robić, przecież wie, że się nie dowiesz.
Jak by on to powiedział: - "Katastrofa".

Dalsze Dzieje.

Kolejne dni mijały zwyczajnie. Wstawała rano, sprzątała, gotowała obiad i czekała do wieczora aż Nick zadzwoni, bądź też napisze. Zauważyła, że coś się zmieniło. Przestała się malować, nie zwracała uwagi na to w jakim stanie wychodzi z domu, jak wygląda, jak się ubiera. Przecież przez ostatnie dni stroiła się dla niego, a tutaj go nie było. Co dzień rozmawiali po kilka godzin. Po dwóch tygodniach oznajmił jej, że przyjeżdża. Nie mogła w to uwierzyć. W końcu nadszedł dzień poprzedzający jego przyjazd. Cała jej rodzina i przyjaciele, jak co roku zjechali się do rodzinnego miasteczka na wianki. Nick wsiadał do pociągu w Krakowie, a ona ruszyła na imprezę. Wypiła kilka piw ze znajomymi i zaczęli się bawić.Dosiadł się do nich pewien chłopak i zaczął przystawiać się do jej przyjaciółki. Rejczel próbowała go spławić, ale facet zaczął być agresywny, zdenerwowała się i przyłożyła mu. On, zamiast oddać jej spoliczkował Emmę, tego było już za wiele, zaczęły się z nim szarpać, lecz po chwili koledzy ich oddzielili i zajęli się zbrodniarzem. Nie docierało do niej, jak można uderzyć kobietę. Uspokoiły się i po chwili wracały już do domu. Do Emmy zadzwonił chłopak, który właśnie przyjechał, koleżanka poprosiła ją by do niego poszły. W tej chwili dostrzegły go z kolegą w samochodzie, przejeżdżali obok nich, ale nie zatrzymali się, gdyż obok nich stała grupka chłopaków i jedna dosyć otyła dziewczyna. Jack zadzwonił do Emmy i powiedział, że mają spór z tamtą ekipą, dlatego mamy iść w kierunku w którym pojechali. Tak więc zrobiły, nagle poczuły, że ktoś z tyłu ciągnie je za włosy. To była tamta otyła dziewczyna. Rejczel upadła na ziemie i o mały włos nie straciła przytomności, przyjaciółka pomogła jej się podnieść i pobiegły do samochodu chłopaków. Nie miały pojęcia, że oni pili i obaj nie mają prawa jazdy. Wtedy zauważyli radiowóz policyjny. Gwałtownie skręcili, wjeżdżając w wąską uliczkę. Policjanci spisali ich dane, kazali dmuchać jej w alkomat i odwieźli na komisariat. Po dwóch godzinach spędzonych na przesłuchaniach, dostała sms-a od Nicka, informował ją, iż właśnie wysiadł z pociągu i czeka na nią na dworcu. - Zajebiście - przeklinała w myślach. Napisała mu, że jest na policji więc z dworca odbierze go jej mama. Zdenerwował się, no tak, nie dziwiła się mu. On przyjeżdża ponad czterysta kilometrów, a ona siedzi zamknięta w komendzie. Przyjechali po nią, pojechali do domu, przedstawiła go rodzinie, posiedzieli, zjedli coś i poszli się przespać, ponieważ oboje mieli ciężką noc. Spędzili razem trzy dni. Bodajże drugiego dnia, coś się wydarzyło. Coś ją natchnęło, by wziąć jego telefon. Wyszła w w wiadomości, były jedynie wysłane. Większość była do niej, lecz kilka było wysłanych do jakiejś dziewczyny. Jedna z nich brzmiała tak: "nie no, tylko ciebie tak love". To było dla niej jednoznaczne. Jej pierwszą reakcją był śmiech, nie dowierzała w to. Kiedy jednak, dotarła do niej powaga sytuacji zrobiło się jej nie dobrze. Pobiegła do ubikacji i zaczęła wymiotować, przyszła do nie Cassie. Zapytała co się stało, wytłumaczyła jej wszystko. Cassie nie wierzyła w to co słyszy, Rejczel sama nie wierzyła w to co mówi, ale wiadomości mówiły same za siebie. Wtem, do łazienki wszedł Nick pytając co się dzieje. - Nic, źle się czuje, idę pod prysznic. - skłamała. Rozebrała się, weszła do kabiny, puściła gorącą wodę, chciała zmyć z siebie jego zapach, jego dotyk. Nagle osunęła się po ścianie siadając w brodziku, zrobiło jej się słabo. Wbiegła Cass, pytając czy chce coś na uspokojenie i mówiąc jej, że Nick zapytał ją co się stało a ona odpowiedziała tylko, że ma przeczytać swoje wiadomości, będzie wiedział. Rejczel spłukała z siebie resztki piany, wytarła się, ubrała i poszła do pokoju. Przybiegł do niej Nick, tłumacząc, że to jego kuzynka i tak tylko sobie żartowali. Słuchała kłamstw, wiedziała, że kłamie, jednak ślepo mu wierzyła. Przynajmniej udawała, że wierzy. Udawała, że jest w porządku. Nazajutrz odwiozła go na dworzec. Od tego czasu wszystko się zmieniło.

Dzień Siódmy.

Obudziła się jako pierwsza, pogoda była przepiękna, świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Wyszła z campingu i zaczęła pakować swoje rzeczy. Ostatnią rzeczą, jaką wsadziła do walizki był ich wspólny portret, chwile popatrzyła na niego, zamknęła powieki i przypomniała sobie jego twarz, uśmiech i oczy wpatrzone w jej niebieskie tęczówki. Z wspomnień wyrwał ją głos Anni, która próbowała obudzić dwóch śpiochów - jej siostrę wraz z chłopakiem. Rejczel, zawsze kiedy przebywała w towarzystwie tej pary, nie miała pojęcia czy ma się cieszyć, iż jest samotna czy się smucić. Jej przyjaciółka zawsze była szalona, nie można było za nią nadążyć. Nie było mowy, aby nie było jej na jakiejkolwiek imprezie. Była bardzo ładna, więc zawsze otaczał ją tłum wielbicieli. Jednakże chłopak Cassie, był jej totalnym przeciwieństwem, dlatego nastolatka musiała zaprzestać beztroskiego życia i przyzwyczaić się do sobotnich wieczorów spędzonych w domu, kiedy inni szaleli na imprezach. Widziała, że ją to bolało, jednak ona była tak bardzo zakochana, że ten ból był niczym w porównaniu z bólem, który nadszedł by po odejściu jej partnera. Tak bardzo bała się go stracić, że nawet nie próbowała zaczynać rozmowy na temat wspólnego wyjścia na jakąś imprezę, bodajże wiedziała, że taka próba zakończy się kłótnią. Rejczel dotychczas była wolna, mogła bawić się, szaleć, flirtować. A jednak nie korzystała z tego, nie kręciło jej picie do rana i jednorazowe przygody. Pragnęła jakiejś stabilizacji w życiu. Chciała dążyć do wyznaczonych sobie celów. Po spakowaniu wszystkich swoich rzeczy wsiedli do samochodu i pojechali na dworzec PKP. W drodze powrotnej pociąg był równie przepełniony, mogli usiąść jedynie na ziemi, lub na walizkach. Usadowiła się najwygodniej jak się dało, zamknęła oczy i po chwili zapadła w głęboki sen. Obudził ją zapach dymu nikotynowego. Otwierając oczy zobaczyła Cassie palącą papierosa. - Zaraz będziemy na miejscu, śpij sobie. - powiedziała. Lecz ona wyciągnęła komórkę i napisała krótką wiadomość do mamy informując, że nie długo będą na miejscu. Kiedy dotarli jej rodzicielka już na nią czekała, ruszyli do domu. Małego miasta położonego pięćdziesiąt kilometrów od Poznania. Po drodze opowiadali, co ich spotkało, jak się bawili podczas wyjazdu. Wróciła do domu, rozpakowała się i od razu umówiła się z przyjaciółką, aby wszystko jej opowiedzieć. Katie nie mogła jej uwierzyć, ale cieszyła się wraz z nią. W tym momencie zadzwonił telefon. Tak, to on. Pożegnała się z Kat i odebrała. Rozmawiali ponad dwie godziny. Wykąpała się i położyła się spać.

sobota, 6 sierpnia 2011

Dzień Szósty.

Ocknęła się, gdy już świtało, wtulona w jego ramiona, otulona jego silnym ramieniem. Czuła się taka bezpieczna. Obudziła go całując go w usta, wstał i poszedł obudzić wszystkich do wyjazdu. Po chwili jednak wrócił dziwnie szczęśliwy i wskoczył do łóżka. Zapytała co się stało. Powiedział, że nie jadą dziś, tylko jutro. Nie mogła w to uwierzyć, mogła spędzić jeszcze jeden wspaniały dzień przy nim. Dziękowała za to Bogu, a raczej Mamie Cassie i Annie, która upiła im kierowcę. Obiecali sobie, że cały ten dzień spędzą razem, początkowo przez cały dzień planowali nie wychodzić z łóżka, lecz wybrali się znów na plażę, pospacerowali. Zauważyła jednak, że posmutniał.- Uśmiechnij się i ciesz się, że możemy spędzić jeszcze jeden dzień wspólnie, nie myślmy na razie o tym co będzie, chcę żebyś zapamiętał mnie taką jak teraz, szczęśliwa. - powiedziała. Przytulił ją, spojrzał w jej oczy po czym wyszeptał: - Kocham Cię. Zaniemówiła, nie spodziewała się, że to usłyszy. Nie odpowiedziała mu, nie była na to gotowa. Przecież obiecała sobie, że już się nie zakocha. Tej ostatniej nocy nie mogła spać, myślała o przyszłości, co będzie dalej, dopiero dotarło do niej w co się wpakowała. Nie wierzyła, że ten związek przetrwa, związki na odległość są trudne, a ona potrzebowała kogoś kto będzie przy niej zawsze. gdy będzie tego potrzebowała. Jedno było pewne, kochała go. Rano pożegnali się, powiedziała mu co do niego czuje. Długo płakała, obiecał, że napisze jak będzie w domu więc czekała. Napisał, że dojechał i nic mu nie jest. Ucieszyła się. Musiała spędzić jednak jeszcze jeden dzień tu, nad morzem. Tym razem jednak bez niego. Pogoda akurat nie była zbyt piękna, gdyż co chwila padało więc cały dzień spała.

Dzień Piąty.

Podczas kiedy jeszcze spała, wstał i zrobił jej śniadanie. Po przebudzeniu zjadła i leżała do południa, czytając książkę. Czekała, aż skończy pracować. Obrali kierunek na plaże, opalali się, pływali. Zauważyli mężczyznę, który rysował karykatury. Nick zapytał go, czy namaluje ich razem. Zgodził się, przez następne piętnaście minut siedzieli nieruchomo pozując. To miał być ich ostatni dzień spędzony razem, nazajutrz miał wyjechać. Wrócić do domu, w góry. Do swojego domu oddalonego od niej czterysta pięćdziesiąt kilometrów. Tej nocy była pełnia, leżeli rozmawiając, aż zasnęli.

Dzień Czwarty.

Gdy otworzyła oczy zobaczyła Jego, leżącego obok i wpatrującego się w jej oczy. Zawstydziła się i skierowała twarz w drugą stronę. Masz piękne oczy, chciałbym codziennie budzić się obok i patrzeć w nie godzinami - powiedział. Po tych słowach zawstydziła się jeszcze bardziej i zarumieniła się. Niestety on musiał zacząć pracować, więc wróciła do siebie. Położyła się i zasnęła. Obudziła ją Cassie w porze obiadowej, pytając czy pójdzie z nimi na miasto coś zjeść i poopalać się na plaży. Zgodziła się, wzięła szybki prysznic, przebrała się i po chwili była już gotowa do wyjścia. Wrócili wieczorem, ucieszyła się, ponieważ Dominik już na nią czekał. Wybrali się na plaże i leżeli kilka godzin patrząc w gwiazdy. Mówili o tym co jest, żyli chwilą. Nie zastanawiali się nad tym co będzie później, nie chcieli o tym myśleć. Przecież mieszkają od siebie jakieś czterysta pięćdziesiąt kilometrów. Kiedy wracali On zatrzymał się przy automacie z kulkami, w których znajdowała się jakieś pierścionki, bransoletki, wisiorki. Wrzucił dwa złote i szczęśliwym trafem udało mu się wylosować pierścionek. Uklęknął na środku ulicy i zapytał: - Wyjdziesz za mnie?. - Oszalałeś? Wstawaj, ludzie patrzą! - odpowiedziała. Nie miała pojęcia, że on nie żartuje. Powtórzył pytanie. - Tak, wyjdę za Ciebie wariacie. - oznajmiła, po czym rzuciła mu się w ramiona. Dotarli do campingu i położyli się spać.

Dzień Trzeci.

Obudziły ją krople deszczu rozbijające się o namiot, z tropiku kapało jej na głowę. Wyniosła swoje rzeczy i usiadła w samochodzie, czekając aż się rozchmurzy. Po jakiejś godzinie na niebie pojawiło się słońce. Udali się wszyscy na miasto, aby coś zjeść, później poopalać się na plaży. Kiedy wrócili okazało się, że zabrakło kilku produktów do obiadu. Jej przyjaciele już dawno zauważyli, kto wpadł jej w oko i chcąc ją zeswatać poprosili, by poszedł wraz z nią do sklepu, żeby nie zgubiła się sama. Rejczel myślała, że ze wstydu zapadnie się pod ziemię. Usiadła w namiocie protestując, iż się z niego nie ruszy. Jednakże po chwili namysłu, poszła do ubikacji poprawić makijaż i zdecydowała wziąć się w garść i pójść. Kto wie, może to życiowa szansa - wyszeptała. Tego dnia wyglądała cudownie, Cassie trochę się namęczyła by wyprostować jej średniej długości rude włosy. Wychodząc z łazienki zobaczyła, że jej ukochany, już na nią czeka. Wciąż rozmawiali, nie było ani chwili ciszy. Wracając umówili się, że wieczorem pójdą na plażę. Była tak bardzo szczęśliwa, nie wierzyła w to co się działo, wciąż obawiała się, że to jedynie sen i ktoś za chwilę ją obudzi, a tego nie chciała. Dawno się tak nie czuła, przy nim odzyskiwała radość życia, naprawdę czuła, że żyje. Wieczorem spotkali się, spacerowali za rękę, całowali się, tulili. Straciła poczucie czasu, kiedy spojrzała na zegarek było kilka minut po północy. Rzekła, że pójdzie już spać. Poszedł razem z nią, lecz kiedy zobaczył przemoczony namiot oznajmił jej, iż nie pozwoli by tam spała, gdyż może się rozchorować, a tego by sobie nie wybaczył. Zaprowadził ją do swojego campingu. Był on dość duży, wchodziło się do większego pomieszczenia w którym stało kilka szafek i wielkie łóżko, na którym mieli spać oni. Na lewo za zasuwanymi drzwiczkami było drugie, mniejsze pomieszczenie w którym stało łóżko piętrowe i jeszcze jedno, jednoosobowe. Spali tam jego koledzy. Położyli się i rozmawiali, później nie były potrzebne im słowa. Wystarczyło, że patrzą w swoje oczy i oboje wiedzieli co chcą powiedzieć. Nie chciała zasypiać, bała się, że kiedy się obudzi jego już nie będzie. Nad ranem zasnęli.

Dzień Drugi.

Obudzili ją współlokatorzy, którzy od samego rana siedzieli przed namiotem pijąc piwa i zastanawiając się, co za facet stoi na dachu na działce obok. Byli już trochę nawaleni i zapomnieli że to postać z drewna i myśleli, że facet chce popełnić samobójstwo. Trochę z nimi pożartowała, po czym wykąpała się, wystroiła i poszła sama nad morze. Miała cichą nadzieje, że Go spotka. Spacerując brzegiem morza, po kolana w wodzie dostrzegła wszystkich trzech kumpli opalających się na kocu. Pomachała im uśmiechając się, odwdzięczyli się tym samym nie spuszczając z niej wzroku. Odeszła z satysfakcją, iż nie na darmo założyła krótką sukienkę w kolorze brzoskwiniowym i zrobiła staranny makijaż. Swoją drogą zadziwiające jak strój, wysokie buty, trochę tuszu i pudru mogą przyciągnąć męskie oko i jednocześnie zmienić Twój wygląd. Gdyby poszła ubrana w dres, pewnie nikt nie spojrzał by na nią, a nawet jej nie zauważył. Wróciła, zjadła obiad, wypiła kilka piw na polepszenie humoru i tak zleciał jej czas do wieczora. Komuś wpadł do głowy pomysł, by wyjść na potańcówkę, a więc zebrali się i poszli.Nick, poszedł z nimi. Bawiła się, tańczyła, co jakiś czas kierując wzrok na stół przy którym wszyscy usiedli. Zauważyła, że wciąż ukradkiem na nią zerka. Wracając szli razem przodem i rozmawiali. Rozstali się pod jej furtką, życząc sobie słodkich snów i udali się spać. Tej nocy leżała kilka godzin i myślała o nim, nie mogła zasnąć. Przypomniały jej się bezsenne noce podczas których umierała z tęsknoty po odejściu Drake`a. Nie chciała powtórzyć swojego błędu i pozwolić odejść kolejnemu mężczyźnie, na którym pomimo, tak niebywale krótkiej znajomości czuła, że jej zależało. Za każdym razem kiedy ktoś od niej odchodził, zostawiał ją, obwiniała za to siebie. Mimo to, zrozumiała, że czasem jeśli kogoś kochasz musisz pozwolić odejść tej osobie. Słone łzy spłynęły po jej policzku, bowiem w słuchawkach usłyszała piosenkę która tak bardzo przypominała jej Drake`a. Po chwili zapadła w głęboki sen.

Taki był Początek.

Zakończenie roku szkolnego. Większość żegnała się z płaczem, ponieważ  każdy zaczyna od teraz nowe życie, wytyczając ścieżkę, ku swojej dalszej przyszłości. To przykre, że od nowego roku szkolnego, wchodząc codziennie rano do klasy, nie zobaczysz już tych twarzy, które przez ostatnie trzy lata rozweselały Cię do łez. Jednak przyszła pora się rozstać. Jedynym pocieszeniem były wakacje i relaks który się z nimi wiąże. To będą wakacje jak każde inne - pomyślała Rejczel, wsiadając do pociąg, który odjeżdżał z peronu 4 w Poznania Głównym kierując się prosto do Kołobrzegu. Przez ostatni rok jej życie nie było zbyt zadowalające, była zmęczona ciągłym natłokiem zdarzeń i pragnęła jedynie odpocząć. Uciec od problemów, choć w głębi serca wiedziała, że ona pojadą za nią, nie chciała jednak o tym myśleć, teraz, w tej chwili. Pociąg ruszył. To była długa, męcząca podróż. Towarzyszyła jej przyjaciółka wraz z swoim chłopakiem. Mieli wielkie szczęście, że w ogóle udało się im znaleźć miejsca siedzące, pociąg był strasznie przepełniony, większość pasażerów siedziała na ziemi, walizkach, w ubikacjach, gdzie tylko się dało. Kiedy dojechali na miejsce, czekała ich jeszcze podróż do małej miejscowości położonej około czterdziestu kilometrów od Kołobrzegu. Z dworca odebrał ich Ojczym Cassie, po nie całej godzinie dojechali na miejsce. Była to mała działka na której stały trzy campingi, małe zamurowane pomieszczenie, gdzie mieściła się ubikacja i prysznic, oraz mały domek. Obok, po lewej stronie stała pusta, zarośnięta działeczka, a po prawej stronie zielona altana cała z drewna, z drewnianym góralem na dachu. Rejczel wiedziała, że ten teren należy do znajomych rodziców Cassie, opowiadała jej ona także, że co roku przyjeżdża tam pewien fajny chłopak, wraz z kolegami. Przystanęła na moment, z nadzieją, że może go zobaczy, ale nikogo tam nie widziała. Na miejscu czekała na nich reszta ekipy, dwóch kolegów, dwie siostry Cassie - Annie i Carolajn, oraz ich rodzice. Wspólnymi siłami rozbili namiot, zjedli coś, następnie ruszyli na plaże. Usiedli na piasku wsłuchując się w szum morza. Chłopacy popijali piwo i grali w siatkówkę, reszta opalała się na słońcu. Rejczel postanowiła przejść się brzegiem morza. Idąc, spoglądała na szczęśliwe pary, sięgając pamięcią wstecz jak to ona również była kiedyś szczęśliwa i zakochana w Drake` u. Aczkolwiek po chwili przypomniała sobie ból spowodowany Jego odejściem bez krzty wyjaśnień. Nie chciała już cierpieć. Bała się miłości, jednak pragnęła znów bezapelacyjnie się zakochać, tym razem natomiast z wzajemnością. Nazbierała kilka muszelek i wracała do towarzyszy. Tymczasem spostrzegła iż chłopacy biegną w jej strone, pomimo jej protestów wzieli ją na ręce i wrzucili do lodowatej morskiej wody. Bo kilku godzinach wylegiwania się na plaży, wrócili na działkę coś zjeść. Rodzice dziewczyn poszli do sąsiadów obok. Rej chciała strasznie ich poznać, potajemnie liczyła na to, że spodoba się chłopakowi z opowiadań Cassie. Poprosiła więc Annie, by poszła tam wraz z nią. Przywitały się z wszystkimi, przedstawiły się i usiadły na ławce. Było tam trzech młodych chłopców, morze o kilka lat starszych od niej. Jeden z nich, Codie, blondyn o niebieskich oczach zaczął zadawać jej więcej pytań niż reszta, wciąż przekręcając jej imię, zauważyła iż robi to specjalnie, od razu wyczuła, że wpadła mu w oko i zawiodła się dlatego, że jej spodobał się inny. Nick - wysoki, szczupły, szatyn. Może i nie był tak przystojny jak jego poprzednik, bodajże coś, jakby ją do niego przyciągało, chciała być wciąż blisko. Postanowili, że pójdą się przejść, ale Codie i Derek - tak na imię miał trzeci sąsiad, niski, ładny chłopak o dłuższych blond włosach i niebieskich oczach stwierdzili, że nie idą.Poszli więc w trójkę. Spacerowali po plaży i rozmawiali. Dziewczyna odbierała wrażenie jak gdyby on ją do siebie zniechęcał, wręcz odpychał. Była zła na siebie choć w sumie sama nie wiedziała dlaczego. Zostawiła ich dwójkę i poszła położyć się do namiotu. Przez chwile leżała słuchając muzyki, mając nadzieje, że kolejny dzień będzie lepszy. W końcu zasnęła.