piątek, 2 września 2011

The END.

Wszystko się kończy. Wszystko prędzej czy później się rozpada. Tak na prawdę nic nie trwa wiecznie. Powoli kończą się wakacje, skończyła się również moja przyjaźń z Jessicą, choć nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że tak się stanie. Odeszła nawet miłość. Tak, odszedł wraz z końcem wakacji. Jess odeszła wraz z ich początkiem, a ja zauważyłam to dopiero nie dawno, gdyż nie chciałam w to wierzyć. Co prawda wciąż za nią tęskniłam, wspominałam rozmowy o tym jak wspólnie spędzimy całe wakacje. Jednak ludzie przychodzą i odchodzą, zapoznają kogoś kogo pokochają bardziej, kogoś kto będzie ich bardziej dopełniał, kto będzie ich prawdziwą przysłowiową  ' drugą połową '. Jak to było z Nickiem? Po prostu przestał się odzywać. Zero znaku życia, przestał odbierać telefony, odpisywać na wiadomości. Kiedy już po dwóch dniach ciszy odebrał, powiedział, że jest na odpuście. Następnego dnia zadzwonił, pewnie pomyśleliście sobie, że przeprosił wszystko wyjaśnił i doszliśmy do porozumienia. Otóż nie. Zadzwonił z pretensjami, że strzelam fochy, że mam przestać, gdyż zaczyna go to irytować. To wręcz irracjonalne, jak oni potrafią być bezczelni. Po chwili rozmowy, w prawdzie nie wiem, czy można nazwać to rozmową, czy bardziej kłótnią, stwierdził, że nie ma czasu i kończy. Wiedziałam już, że nie ma to większego sensu, czułam, że ma inną, że ja już się dla niego nie liczę, no bo, jak mogłam myśleć inaczej, skoro chyba dostawałam wyraźne znaki. Dlatego też zebrałam się w sobie i napisałam, mu, że to koniec. Tak, wiem, nic mi nie obiecywał, ale wydawało mi się, że słowa kocham, do czegoś zobowiązują. Kochać, to także umieć się rozstać, pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go ogromnym uczuciem. Miłość, jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia. Nie powiem, że nie bolało, przecież straciłam najważniejszą osobę na której mi zależało. Z początku chciałam życzyć mu wszystkiego, co najgorsze, jednakże po przeanalizowaniu tego wszystkiego, całej tej sytuacji, wszystkich naszych wspólnie spędzonych chwil, choć oczywiście były i te piękne i te, które doprowadzały do łez. Po przepłakaniu całej nocy w poduszkę, zrozumiałam, iż mimo wszystko nie mam mu tego za złe. Jeżeli tylko w ten sposób może być szczęśliwy, nie mam nic przeciwko, nawet kosztem mojego szczęścia. Pomyślcie sobie, dwa miesiące, a miliony złamanych serc. Oczywiście, mam na myśli wakacje. Pomimo cierpienia, na które mnie skazał, dziękuje za przeszłość. Za to, że chociaż jeden jedyny raz w życiu mogłam poczuć się na prawdę kochana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz